Przegląd prasy Krytyczny Wschód

Zwycięstwo polskiej opozycji oklaskiwane na Ukrainie, w Rosji i na Białorusi

Miesięczny przegląd wiadomości z Europy Wschodniej i krajów bałtyckich prowadzony przez Paulinę Siegien we współpracy z Display Europe i Krytyką Polityczną.

Opublikowano w dniu 26 października 2023 o 10:38

Zacznę od spraw przyjemnych. Od kilku dni od moich ukraińskich, białoruskich i rosyjskich przyjaciół płyną do mnie powyborcze gratulacje. Wygrana sił demokratycznych to jeden powód. Tak naprawdę znajomi ze Wschodniej Europy, zwłaszcza Rosjanie i Białorusini, są pod wrażeniem społecznej mobilizacji i tego, że tak się po prostu da: zmienić władzę za pomocą wyborów. W białoruskich mediach furorę zrobił wpis Białorusina Pawła Slunkina, który napisał, że po raz pierwszy w swoim 34-letni życiu jest świadkiem uczciwych wyborów i przekazania władzy. Sama możliwość obserwowania tego procesu była dla niego czymś absolutnie niesamowitym. 

Może więc dziwić, że nastroje w Polsce wcale nie są hurraoptymistyczne. Jako zwolennicy partii opozycyjnych chyba z emocjonalnej ostrożności zaprogramowaliśmy się jednak na kolejną kadencję konserwatywno-populistycznego i eurosceptycznego PiS u władzy. Dlatego trudno nam się cieszyć i zmiana, jaką pociąga za sobą wynik wyborów dochodzi do nas powoli. A jednak biorąc pod uwagę skalę społecznej mobilizacji, którą odzwierciedla rekordowa frekwencja, chwile niepohamowanej radości i euforii nam się po prostu należą, o czym wbrew narzekactwu pisze Paulina Januszewska w Krytyce Politycznej. Powodów do niepokoju oczywiście nie brakuje, bo do tranzytu władzy wcale jeszcze nie doszło.

Nikt nie zakłada dobrych intencji ani partyjnie lojalnego prezydenta Dudy, który za pomocą swoich prerogatyw może przeciągnąć ten proces o dobre dwa miesiące, ani tym bardziej PiS-u, który przegrupowuje siły i będzie walczyć do końca o utrzymanie się u władzy. Jednak oparty o skrajną polaryzację i budowanie podziałów po linii swój-zdrajca styl rządzenia partii Jarosława Kaczyńskiego sprawił, że PiS nie ma żadnych zdolności koalicyjnych, więc najpóźniej przed świętami Bożego Narodzenia Polska powinna już mieć nowy rząd. Muszą go powołać trzy siły polityczne, a właściwie każda z nich jest koalicją mniejszych i niekiedy dość zróżnicowanych podmiotów.

Wyborcy Lewicy, której w tym układzie wybory poszły najsłabiej (8,61 proc. głosów), mają obawy, czy przez najbliższe cztery lata uda się wprowadzić szereg progresywnych polityk, skoro w rządzie i jego sejmowej większości musi się znaleźć także konserwatywne Polskie Stronnictwo Ludowe. Powyborczy kurz jeszcze nie opadł, a lider tej partii Władysław Kosiniak-Kamysz już zdążył powiedzieć publicznie, że jego formacja nie poprze projektu ustawy dającej Polkom prawo do aborcji do 12 tygodnia ciąży. Nasze wątpliwości co do tego, jaki będzie nowy rząd i czy będzie w stanie efektywnie wprowadzać reformy są więc uzasadnione. Jedno jest jednak pewne. Polskie społeczeństwo nie wybaczy opozycji, jeśli to zawali. 


Newsletter w języku polskim

W Ukrainie reakcja na wynik polskich wyborów też jest pozytywna, ale jednak umiarkowana. Ukraińscy liberałowie na pewno się cieszą, zwłaszcza ci, którzy mają liberalnych przyjaciół w Polsce i uważnie obserwowali symptomy autorytaryzmu w naszym kraju. Niektóre media, na przykład takie jak magazyn New Voice nie kryją się szczególnie z sympatią do Donalda Tuska i wiele obiecują sobie po jego jednoznacznie proukraińskiej retoryce. Ale ukraińscy eksperci wypowiadają się w wyważony sposób.

Chociaż wszyscy liczą na reset w popsutych przez ostatnie miesiące relacjach polsko-ukraińskich, to w ich wypowiedziach przewija się przekonanie, że o dobre stosunki z sąsiadem trzeba po prostu dbać, a to wymaga ciągłej pracy, niezależnie od tego jaki jest w Polsce rząd.  Jeśli coś naprawdę Ukraińców cieszy, to słaby wynik Konfederacji, jedynej otwarcie antyukraińskiej siły politycznej, której przepowiadano miejsce na wyborczym podium i udział w tworzeniu nowego rządu. Dla Ukrainy polskie wybory mają znaczenie o tyle, o ile wpływają na jej pozycję międzynarodową i możliwości obronne, bo wojna przecież trwa, a media codziennie donoszą o nowych ostrzałach i kolejnych ofiarach rosyjskiej agresji. 

Liderka Białorusi Swiatłana Cichanouska udzieliła długiego wywiadu Nowej Gazecie Europa, czyli emigracyjnej inkarnacji niezależnej rosyjskiej gazety, tej do której pisała Anna Politkowska i której naczelnym redaktorem w Rosji był laureat pokojowej nagrody Nobla Dmitrij Muratow. W wywiadzie Cichanouska jednoznacznie odcina się w nim nie tylko od Rosji i jej problemów, ale też od rosyjskiej opozycji. Podkreśla, że w odróżnieniu od większości Rosjan Białorusini nie popierają wojny przeciwko Ukrainie, że wśród Rosjan dominują nastroje imperialistyczne i że Putin, inaczej niż Łukaszenka jest prezydentem posiadającym społeczną i wyborczą legitymację. 

Kiedy prowadzący wywiad Ilja Azar pyta – a czytając wywiad w tonie jego pytań można wyczuć bierną agresję – o współprace białoruskiej i rosyjskiej opozycji Cichanouska mówi wprost, że ze strony białoruskiej takiego zapotrzebowania nie ma. Niektórzy przedstawiciele i sympatycy rosyjskiej opozycji się za ten wywiad na Cichanouską obrazili, ale część przyznała jej rację. Białoruś to Białoruś, ma swoje problemy, swoje cele i ambicje. Białoruskiej opozycji po wyborach w 2020 roku udało się zachować spójność, przekonać wielu partnerów na świecie o swoim politycznym mandacie i prawie do reprezentacji białoruskich interesów. Jej struktury są świetnie zorganizowane i na wielu polach działają bardzo efektywnie, mimo emigracji.

Na tym tle rosyjska opozycja to amorficzny twór, składający się z wielu różnych frakcji i środowisk, między którymi często panuje niechęć albo konkurencja. A opozycyjna polityka w rosyjskim wydaniu zamienia się w youtubowy show, bo za wpływowe uważa się te postaci, które mają najliczniejsze grono subskrybentów w serwisie. Niewiele wnoszą odbywające się regularnie zjazdy i kongresy różnorakich opozycyjnych sił. Nic nie zmieniają ani w sytuacji rosyjskiej emigracji ani tym bardziej w wewnętrznej sytuacji politycznej w Rosji.  A ta się ciągle pogarsza, nawet jeśli wydawałoby się, że nie może być już gorzej.

W mijającym tygodniu rosyjskie służby zatrzymały trzech adwokatów Aleksieja Nawalnego, prawdopodobnie zostaną im postawione zarzuty uczestnictwa w organizacji ekstremistycznej. To, że Nawalny taką stworzył i prowadził to zarzut, za który sąd go skazał na 19 lat więzienia, ale procesy przeciwko politykowi się nie kończą. Zdaniem współpracowników Nawalnego aresztując adwokatów reżim chce nie tylko pozbawić opozycjonistę prawa do obrony, ale przede wszystkim odciąć go od kontaktu ze światem. Bo to dzięki adwokatom Nawalny orientował się w sytuacji za murami kolonii karnej, to oni mieli przekazywać jego wypowiedzi i manifesty, które potem były publikowane na jego internetowych profilach.

Przechodząc od spraw radosnych, czyli wyniku polskich wyborów do coraz smutniejszych, takich jak trwająca wojna w Ukrainie i pogłębiające się represje w Rosji skończę dzisiejszy newsletter polecając wam tragiczny w swojej wymowie tekst emigracyjnego rosyjskiego historyka i kulturologa Aleksandra Etkinda, którego możecie pamiętać z wywiadu Michała Sutowskiego. Na łamach portalu Holod Etkind pyta, czy nie mamy jeszcze dość słowa „kryzys”? Na czołówkach mediów są ostatnio tylko wojny: wojna w Ukrainie, zajęcie Górskiego Karabachu przez Azerbejdżan, atak Hamasu na Izrael i izraelska odpowiedź w postaci ostrzału Strefy Gazy.

Boimy się nawet myśleć, że ośmielone rosyjskim przykóładem Chiny jednak spróbują przywrócić kontrolę nad Tajwanem, a Korea Północna mogłaby zaatakować Koreę Południową. Ale chętniej używamy słowa kryzys, nawet jeśli coraz bardziej niepokoją nas jego kolejne ogniska („polikryzys”) i to, że trudno określić jego koniec („permakryzys”). Może lepiej, żebyśmy byli uczciwi i powiedzieli to sobie wprost: wojna światowa już trwa. Pewnie od razu pomyśleliście o III wojnie światowej, ale Etkind widzi ten problem inaczej.

Jego zdaniem globalnymi konfliktami, które prowadziły do zmiany światowego porządku była także wojna trzydziestoletnia, wojna siedmioletnia czy wojny napoleońskie. Ich istotą jest nie tylko to, że w miarę trwania wciągają coraz więcej aktorów, ale również to, że w rezultacie przynoszą zmianę porządku światowego. I zazwyczaj nie taką, jakiej oczekiwały siły, które te wojny wywołały. Etkind nawiązuje do realnej polityki Kissingera, dzieli globalnych aktorów na rewizjonistów i avengersów. To rewizjoniści rzucają wyzwanie obowiązującym zasadom, przesuwając granicę tego, co wyobrażalne, a avengersi starają się zachować status quo. Główną rewizjonistką jest Rosja, co do tego Etkind nie ma wątpliwości. Zachód desperacko próbuje powstrzymać ogarniający coraz więcej miejsc „kryzysowy” efekt domina. 

„Możemy tylko zgadywać, co stanie się dalej i w co przekształci się obecna kombinacja kryzysów” – pisze Etkind. „Dla mnie jasne jest, że globalny konflikt rozpoczął się jako wojna o sowiecką sukcesję. Prawdopodobieństwo przekształcenia się tej wojny w wojnę światową rośnie z każdym dniem. Konflikt ten, wstrzymany od 1991 roku dzięki czyjemuś sprytowi lub szczęściu, wszedł w gorącą fazę 15 lat temu. Stany Zjednoczone i Unia Europejska starają się powstrzymać lub przynajmniej ograniczyć tę wojnę, ale potencjał konfliktu nie został wyczerpany. Eskalacja nie ustanie, dopóki nie zostaną rozwiązane zaległe kwestie porządku regionalnego i kontynentalnego (paneuropejskiego). Problem polega na tym, że nie wszyscy uczestnicy światowych wydarzeń dojrzeli do tych wyzwań. Stany Zjednoczone, które odgrywają w obecnych konfliktach mniej więcej taką samą rolę, jaką Imperium Brytyjskie odgrywało w wojnach napoleońskich, wciąż jeszcze muszą zrozumieć sens obecnej wojny i odnaleźć w niej swój interes (…). Efekt rutynizacji został już jednak osiągnięty. Gdy nieprawdopodobne staje się możliwe, staje się powszechne i, co gorsza, nieuniknione. Łańcuch wydarzeń obejmuje zarówno kraje, które nadal próbują podzielić sowieckie dziedzictwo, jak i te, które mają z nim pośredni związek. Rewizjonistyczna siła, która rzuciła wyzwanie porządkowi światowemu, znajduje nowych sojuszników. Działają na różne sposoby: pieniędzmi, bronią i przykładem. Proces eskalacji może zostać zatrzymany jedynie przez militarne pokonanie agresora (…). Nie będzie już możliwe zamrożenie kryzysu na krawędzi katastrofy. Można go rozwiązać jedynie poprzez głęboką rewizję istniejących wyobrażeń i instytucji. Tak zakończyły się obie wojny światowe”. 

Nie wiem, czy zostawiam was z nadzieją, czy z rozpaczą, ale wierzę, że demokratyczna Polska, fajny, duży i znaczący kraj położony w centrum Europy to lepszy prognostyk dla przyszłości naszej, świata i regionu niż pogrążana w kompleksach i jednocześnie narcystyczna, odizolowana od wyzwań przyszłości zaściankowa Polska z marzeń Jarosława Kaczyńskiego.   

We współpracy z Display Europe

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat