Berlin nabiera rozpędu

Niemcy wykorzystują swoją dobrą kondycję gospodarczą do wzmocnienia własnej pozycji na arenie międzynarodowej. Handel stanowi siłę napędową dyplomacji, która nie posuwa się jeszcze do lokalnych działań interwencyjnych, trudnych do zaakceptowania przez opinię publiczną.

Opublikowano w dniu 2 kwietnia 2013 o 15:54

W dniach 7–8 kwietnia ma przybyć z wizytą do Niemiec, a konkretnie do Hanoweru, prezydent Rosji Władimir Putin. Otworzy tam z Angelą Merkel wielkie Targi Przemysłowe, których Rosja jest w tym roku honorowym gościem. Mieć będą oczywiście na targach własne stoisko czołowe firmy rosyjskie. Podobnego uroczystego otwarcia dokonała w 2012 r. pani kanclerz z chińskim premierem Wen Jiabao. To Pekin znalazł się wówczas w centrum zainteresowania uczestników imprezy. Te dwa przykłady doskonale ilustrują wzajemne przenikanie niemieckiej dyplomacji i gospodarki.
W Niemczech eksport artykułów przemysłowych nie jest postrzegany wyłącznie jako efekt konkurencyjności tamtejszej gospodarki, staje się on naprawdę celem samym w sobie. Marka producenta to przedmiot dumy również dla lewicy i dla związków zawodowych. A jednocześnie zabezpieczenie przed pogarszającą się sytuacją demograficzną – inwestowanie nadwyżki handlowej pozwali w przyszłości, przynajmniej częściowo, na pokrycie wydatków społecznych.

Chiny, czyli pępek świata

W kraju, w którym przez kilkadziesiąt lat po zakończeniu drugiej wojny światowej nikt nie śmiał mówić o jakichś szczególnych interesach strategicznych – „Mieliśmy jakoby takie same interesy jak nasi sojusznicy i sąsiedzi”, przyznaje pewien dyplomata – handel stanowi wymarzone wyjście na świat.
Angela Merkel podróżuje. Niemiecka kanclerz odbyła od 2007 r. aż 274 wizyty zagraniczne: 168 w Europie, 59 w Azji, 29 w Ameryce Północnej, 11 w Afryce i 7 w Ameryce Łacińskiej. Była nawet w małej Mołdawii. W tym przeciążonym kalendarzu szczególne miejsce zajmują Chiny.
Sześć lat i sześć długich oficjalnych wizyt pani kanclerz, w tym dwie w 2012 r. Za każdym razem udaje się do Pekinu i na prowincję. To oczywiście nie przypadek. Dziesięciu lat starczyło, by handel między dwoma krajami wzrósł z 36 do 144 mld euro. Chiny stały się trzecim partnerem Niemiec (po Francji i Belgii), Niemcy odnotowały sześciokrotnie podczas dziesięciu ostatnich lat nadwyżkę handlową.
Innym przykładem postępowania Niemiec są ich stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Oczywiście wykraczają one, i to wyraźnie, poza ramy gospodarcze. Jednym z filarów niemieckiej dyplomacji jest zakotwiczenie w NATO. Ale Berlin potrafił wykorzystać przez ostatnie miesiące swoje szczególne związki z Waszyngtonem do imponującego ożywienia negocjacji w sprawie umowy o wolnym handlu między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi.
To zresztą w Berlinie amerykański wiceprezydent Joe Biden dał 1 lutego zielone światło nowego gabinetu Obamy dla tej inicjatywy. By stworzyć sprzyjającą sytuację dla niemieckiego przemysłu, Angela Merkel zdecydowała się pominąć pilotującą tę kwestię Komisję Europejską, wejść w kolejny spór z Francją, o wiele bardziej powściągliwą w tej mierze, i odwrócić się od polityki multilateralizmu, kamienia węgielnego niemieckiej dyplomacji.

Eksport ponad wszystko

Jest jeszcze inny temat, wokół którego powstało w Niemczech coś na kształt świętego przymierza – dostęp do surowców. Stawka jest wysoka, ponieważ bez nich znacznej części pracowników przemysłu może zagrozić pewnego dnia techniczne bezrobocie.
To dlatego w lutym 2012 r., w samym środku kryzysu greckiego, Angela Merkel rozwinęła czerwony dywan przed prezydentem Kazachstanu Nursułtanem Nazarbajewem i podpisała z nim umowę uprawniającą firmy niemieckie do eksploatacji zasobnych w uran ziem tego kraju. Obrońcy praw człowieka protestowali, przedsiębiorcy przyklasnęli posunięciu. Zauważono wtedy mimochodem, że kazachski dyktator leczy się w hamburskiej klinice.
Niemcy, które stały się niepostrzeżenie trzecim eksporterem broni na świecie (za Stanami Zjednoczonymi i Rosją), potrafią również wykorzystać uznanie, jakim cieszą się (w kręgach izraelskiej marynarki) ich okręty podwodne i ich czołgi – Arabia Saudyjska i Algieria mają nadzieję zakupić kilkaset sztuk tego sprzętu, by odgrywać dyplomatyczną rolę w świecie arabskim i na Środkowym Wschodzie. Nie wahają się również wykorzystywać niechęci niektórych krajów do Francji, czego dowodzi ich aktywna obecność w krajach Maghrebu.

Wieczna trauma już nie taka straszna

Angela Merkel złamała poza tym pewne tabu – nie boi się już sprzedawać broni zaprzyjaźnionym krajom, nawet tym położonym w strefach konfliktów. Opozycja krytykuje krótkowzroczną „doktrynę Merkel”, większość rządząca i wielu ekspertów uznaje to za oficjalne potwierdzenie polityki prowadzonej już wcześniej przez poprzednika pani kanclerz, socjaldemokratę Gerharda Schrödera.
Niemniej, mimo że Niemcy uczestniczą w operacjach pokojowych w wielu krajach (m.in. 4500 żołnierzy obecnych w Afganistanie, 730 w Kosowie, 320 w Rogu Afryki, 300 w Turcji, 150 w Libanie i, od niedawna, 330 w Mali i Senegalu), wysyłanie żołnierzy za granicę jest posunięciem niepopularnym i w związku z tym dla Angeli Merkel ryzykownym.
Komentując poruszenie, jakie wywołuje obecnie w kraju emitowany w telewizji serial, po którym ożyły dyskusje na temat udziału zwykłych Niemców w nazistowskich zbrodniach, Spiegel tytułuje swój artykuł z 25 marca, „Wojna i Niemcy: wieczna trauma”.
Dlatego właśnie Niemcy wstrzymały się od głosu w ONZ przy sprawie interwencji w Libii. Dlatego angażują się w minimalnym stopniu w Mali. I dlatego dbają o to, by nie dać się uwikłać w konflikt syryjski.
Eksperci (i prasa) krytykują Angelę Merkel i jej ministra spraw zagranicznych Guido Westerwellego za tę bojaźliwość, ale opinii publicznej się taka postawa podoba.

Newsletter w języku polskim

Recepta na politykę zagraniczną

Dużo handlu, trochę praw człowieka i ograniczony udział w operacjach NATO i ONZ – czy wszystko to tworzy spójną politykę zagraniczną? „Nie”, odpowiada krótko Frank-Walter Steinmeier, przewodniczący klubu socjaldemokratycznego w Bundestagu i minister spraw zagranicznych w latach 2005–2009.
Eberhard Sandschneider z kierownictwa fundacji DGAP (Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej) uważa, że to „przesadzona” ocena. Jego zdaniem Niemcy „przystosowują się do kierunku, w jakim zmierza świat”, chociaż jest im jeszcze trudno wykorzystywać swoją władzę, zwłaszcza w stosunku do Stanów Zjednoczonych.
Wstrzymanie się Niemiec od głosu w ONZ w kwestii libijskiej może być odczytywane jako brak odwagi ze strony czwartej światowej potęgi gospodarczej, ale również jako oznaka względnej autonomii, jaką ten kraj zdobywa wobec swoich dwóch głównych sojuszników, Francji i USA.
Lęk Berlina przed wysyłaniem wojsk do stref walk nie powinien więc nas skłaniać do niedoceniania siły ich dyplomacji, chociaż sami Niemcy niechętnie raczej przyznają, że ta ostatnia ma rozstrzygający wpływ na bieg spraw i nie lubią wyciągać z tego wniosków.

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat