Chiński smok krąży nad Europą

Europejski kryzys finansów publicznych to świetna okazja dla chińskich inwestycji zagranicznych. Dlatego też musimy zrozumieć, jakiego rodzaju potęgą staje się dzisiaj Państwo Środka, pisze Timothy Garton Ash.

Opublikowano w dniu 28 czerwca 2011 o 15:37

Dawno, dawno temu Europa po trosze skolonizowała Chiny. Dzisiaj Chiny kolonizują pewne części Europy. Nieoficjalnie, oczywiście, i w sposób o wiele delikatniejszy, niż to było kiedyś, gdy role się jeszcze nie odwróciły. Wzrost potęgi Chin zarazem ujawnia i wykorzystuje relatywne słabnięcie Europy.

Program rozpoczynającej się pod koniec tego tygodnia europejskiej wizyty chińskiego premiera Wena Jiabao obejmuje Niemcy, Wielką Brytanię i Węgry. Dlaczego Węgry? Częściowo dlatego, że przewodniczą one obecnie Unii Europejskiej, ale także dlatego, że Chiny wiele w tym kraju zainwestowały i planują zainwestować jeszcze więcej - jak gdzie indziej w południowo-wschodniej i południowej Europie. Raport Europejskiej Rady Stosunków Zagranicznych (ECFR), który ma być wkrótce opublikowany, szacuje, że 40 procent chińskich inwestycji w UE przypada na Portugalię, Hiszpanię, Włochy, Grecję i Europę Wschodnią.

Potęga ekonomiczna rodzi wpływ polityczny

Skąd to zainteresowanie peryferiami? Cóż, istnieją tam obiecujące perspektywy inwestycyjne, a poza tym te małe gospodarki, leżące gdzieś na obrzeżach, to drzwi do europejskiego rynku liczącego pół miliarda konsumentów. A ten unijny rynek jest o wiele bardziej otwarty na chińskich inwestorów niż chiński na europejskich.

Wkraczanie do tych krajów niesie również korzyści polityczne. Nie trzeba specjalnego cynizmu, by dostrzec, że Chiny budują coś w rodzaju przychylnego sobie lobby w kręgach decyzyjnych Unii, gdzie najmniejszy ma przynajmniej teoretycznie taki sam głos jak największy.

Newsletter w języku polskim

Najbogatsze na świecie w rezerwy walutowe - obecnie około 3 bilionów dolarów - Państwo Środka mogłyby jednym ruchem ręki wykupić połowę nadającego się do prywatyzacji majątku publicznego Grecji. Czy Grecy powinni się obawiać niosących dary Chińczyków? Cóż, żebracy nie mają takiego luksusu, by sobie wybierać tego, kto by im bardziej odpowiadał. Jak autorom raportu ECFR z pewną delikatnością powiedział jeden z wiodących chińskich geostrategów: „Wy po prostu potrzebujecie naszych pieniędzy”.

Nie należy popadać z tego powodu w paranoję. Jeżeli wierzymy w wolny handel i wolny rynek, powinniśmy praktykować to, co sami głosimy. Nie ma jednak wątpliwości, że chińska potęga ekonomiczna wchodzi dzisiaj głęboko w Europę - a wraz z nią rodzi się wpływ polityczny.

Trzeci wymiar

Niektórzy z azjatyckich sąsiadów Chin doświadczyli już mniej przyjemnych aspektów wzrostu ich potęgi. Podczas gdy niektórzy w Europie wciąż marzą o ponowoczesnym świecie międzynarodowego partnerstwa, w którym model europejski staje się wzorcem globalnym, geopolityka Azji coraz bardziej przypomina Europę końca XIX wieku, a nie tę o sto lat późniejszą. Regionalne potęgi walczą o supremację, budując armie i marynarki wojenne i kłócąc się o kontrolę nad ziemią (patrz Kaszmir) i morzem. Narodowe interesy i emocje okazują się ważniejsze od ekonomicznej współzależności.

Oprócz ekonomicznego i militarnego wymiaru rodzącej się potęgi Chin istnieje też wymiar trzeci: siła polityczna, kulturowa, „miękka”. Yan Xuetong, jeden z najbardziej znanych chińskich autorów piszących o sprawach międzynarodowych, wydał właśnie fascynującą książkę pod tytułem „Starodawna chińska myśl, współczesna chińska potęga”. Poświęcona jest ona temu, jaką naukę dla współczesnych Chin niesie chińska myśl polityczna sprzed epoki Qin [Cin], czyli sprzed roku 221 p.n.e. Yan twierdzi, że w pismach ówczesnych chińskich myślicieli da się wyróżnić dwie odmienne koncepcje potęgi państwa: hegemonię i to, co nazywali oni „władzą ludzką”. W tej drugiej mądrość, cnota i dobroć władcy nie tylko uszczęśliwiają własny naród, ale także są atrakcyjne dla innych, przez co model ten rozprzestrzenia się na inne kraje.

Chociaż Yan nie wydaje się zupełnie przeciwny modelowi zwykłej hegemonii, twierdzi, że Chiny powinny aspirować do tego drugiego rodzaju politycznej władzy - między innymi poprzez „nieustanną odnowę swego systemu politycznego”. Chociaż w tej akurat kwestii pisze dość niejasno, sugeruje także, iż Chiny „muszą uznać demokrację za jedną z promowanych przez siebie zasad moralnych”.

Należy powiedzieć, że jak na razie Chiny są daleko od tego rodzaju „ludzkiej władzy”. Pekin może co prawda twierdzić, że od czasu wielkiego reformatora Deng Xiaopinga udało mu się wydobyć z nędzy setki milionów ludzi. W oczach krajów rozwijających się na całym świecie, a stojących przed wyborem, chiński państwowy kapitalizm jest dzisiaj atrakcyjny ideologicznie, to coś, co może wejść w miejsce pogrążonego w kryzysie modelu liberalnej gospodarki wolnorynkowej.

Pozostaje nam posprzątać we własnym domu...

Przyjeżdżający w tym tygodniu do Europy premier Wen Jiabao, człowiek nr 2 w Chinach, to polityk rozsądny, wyraźnie otwarty na niewygodne pytania zagranicznych dziennikarzy i popularny nawet wśród bardzo krytycznie nastawionych młodych Chińczyków. Jednak przez ostatnie kilka lat, w przeddzień politycznej zmiany warty w roku przyszłym, chińska partia komunistyczna popadła w nerwowość i sięgnęła po metody, które trudno nazwać ludzkimi - od brutalnego tłumienia aspiracji mniejszości narodowych po aresztowanie artysty Ai Weiweia [zwolniono go za kaucją 22 czerwca]. Na wydarzenia arabskiej wiosny ludów Pekin zareagował, choć nie było po temu powodów, o wiele bardziej nerwowo, niż, jak sądzą obserwatorzy, powinien był zareagować.

Żadnego z trzech aspektów chińskiej potęgi - gospodarczego, militarnego i politycznego - nie da się oddzielić od pozostałych. Wszystkie się zmieniają. Krytycznemu przekazowi, jaki David Cameron i Angela Merkel mają nadzieję zakomunikować miłemu panu Wenowi, należy przyklasnąć. Brutalna prawda jest jednak taka, że wpływ czynników zewnętrznych na to, w jaki sposób wschodząca superpotęga, a Chiny są taką superpotegą, będzie się rozwijać, jest ograniczony. Pozostaje nam posprzątać we własnym domu, bacznie się Chinom przyglądać - i nie tracić nadziei.

Kryzys zadłużeniowy

Miliardy z Pekinu są bezcenne

„Jeszcze nie tak dawno, wizyta premiera Chin była synonimem fali protestów i debat na temat praw człowieka i represji w Tybecie”, zauważa El País. Tymczasem dzisiaj trwająca właśnie wizyta Wen Jiabao na Węgrzech, w Wielkiej Brytanii i Niemczech analizowana jest praktycznie tylko i wyłącznie przez pryzmat ekonomii – rozpatruje się znaczenie azjatyckiego giganta dla europejskiej gospodarki. A gość pozwolił sobie nawet na udzielenie ostrzeżenia swoim gospodarzom, z jakim to ryzykiem muszą się liczyć, jeśli zamierzają wprowadzić pokój w Libii, używając wojska. Chińczycy są przewidujący i w przeddzień wizyty premiera w Europie uwolnili kilku swoich dysydentów, między innymi artystę Ai Weiwei”.

„Kiedy Wen Jiabao po raz ostatni odwiedził Wielka Brytanię w 2009 r., podczas konferencji na Uniwersytecie w Cambridge jakiś młody człowiek rzucił w niego butem. Dzisiaj, po dwóch latach i kryzysie, Wen obiecał w Budapeszcie, że Chiny nie opuszczą Europy, po fabryce samochodów chińskich w Birmingham spacerował tak, jakby był u siebie, a 28 czerwca ma prowadzić rozmowy z Angelą Merkel na temat nieszczęsnej europejskiej waluty, uzupełnione o kontrakty na kilka miliardów euro”.

Wykupienie przez Pekin obligacji dłużnych krajów strefy euro znajdujących się w kłopotach, takich jak Hiszpania, Irlandia, Portugalia czy Grecja, a także głód technologiczny wywołują sympatię i stymulują przedsiębiorczość w Europie, dodaje El País. I właśnie dlatego, podsumowuje, „z wielką przyjemnością im pomaga. Nawet jeśli musi czasami zatkać sobie nos albo odwrócić się plecami za każdym razem, gdy zaistnieje taka potrzeba. Nazywa się to pragmatyzmem i istnieje od zawsze”.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat