Jedno z 620 irlandzkich „osiedli widm", których budowę przerwał kryzys.

Irlandzki wirus

Czy Irlandia zahamuje ożywienie gospodarcze w Europie? Z Brukseli słychać już napomnienia, by kraj zaczął oszczędzać. Tymczasem, jak przypomina Süddeutsche Zeitung, Unia Europejska przez wiele lat była orędownikiem szaleńczej idei wzrostu gospodarczego za wszelką cenę.

Opublikowano w dniu 23 września 2010 o 16:08
Jedno z 620 irlandzkich „osiedli widm", których budowę przerwał kryzys.

Minione dni w Dublinie upłynęły pod znakiem dużej nerwowości. W wywiadzie udzielonym najprawdopodobniej po nieprzespanej nocy premier Brian Cowen wymamrotał kilka zupełnie niezrozumiałych zdań na temat kroków podejmowanych przez rząd w celu ograniczenia wydatków. Jednocześnie zaczęły mnożyć się wątpliwości co do jego umiejętności radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych. Jakby tego było mało, rynki finansowe obiegła wiadomość o rzekomej niewypłacalności Irlandii. Razem daje to bardzo niebezpieczną mieszankę kryzysu gospodarczego i politycznego.

W trakcie ostatniej aukcji inwestorzy nie dali się zwieść pesymistycznym nastrojom i chętnie skupowali obligacje skarbowe, co pozwoliło rządowi złapać drugi oddech. Nie można jednak zapominać, że Dublin musi płacić wysokie odsetki. Tymczasem wciąż się mówi na temat rezygnacji przemęczonego Cowena z przewodnictwa w konserwatywnej partii Fianna Fáil, nie brak też pogłosek o bankructwie kraju. Kłopoty finansowe, w jakich znalazła się należąca do strefy euro Irlandia, stanowią poważne obciążenie dla wspólnej waluty. Powoli więc narastają obawy, czy nie będzie drugą Grecją, a to oznaczałoby koniec nadziei na powrót na ścieżkę stabilnego wzrostu gospodarczego w całym eurolandzie.

Irlandzki minister finansów Brain Lenihan – już dziś słychać, że ma być następcą Cowena – toczy właśnie rozpaczliwą walkę o reputację swej ojczyzny. Kąśliwe uwagi i dowcipy krążące wśród inwestorów to najmniejszy problem. Kiedy jednak prezes irlandzkiego banku centralnego Partick Honohan przestrzega, że rząd nie odrabia zadanej lekcji i w związku z tym najprawdopodobniej nie uda mu się wywiązać z obietnic wprowadzenia większej dyscypliny budżetowej, to jest to dla premiera Cowena poważny cios. Stworzonemu przez niego projektowi stabilizacji finansowej kraju grozi załamanie.

Gorzej niż Amerykanie

Wciąż do końca nie wiadomo, ile budżet państwa będzie musiał przeznaczyć na akcję ratunkową banków dotkniętych kryzysem. Zmartwień przysparza przede wszystkim znacjonalizowany Anglo Irish Bank, który poniósł ogromne straty w wyniku nierozważnie udzielanych kredytów na rynku nieruchomości. Dziś jest on beczką bez dna, w najbliższym czasie ma zostać podzielony. Irlandia przeznaczyła już równowartość ok. 20% produkcji gospodarczej na gwarancje i pomoc dla sektora finansowego. Jednocześnie nowe zadłużenie kraju sięgnęło w ubiegłym roku 14,3% PKB, a to smutny rekord w strefie euro. Również w tym roku deficyt budżetowy będzie kilkakrotnie wyższy od limitu przewidzianego przez Unię Europejską i wynoszącego 3%.

Newsletter w języku polskim

Głównym powodem tak dramatycznej sytuacji są gigantyczne a chybione inwestycje banków irlandzkich na rynku nieruchomości. Na wyspie zamieszkanej przez 4,5 miliona obywateli dziesiątki tysięcy budynków stoi pustych. Właściciele nieruchomości są zadłużeni po uszy. Średnie zadłużenie wynosi 175% dochodu do dyspozycji w przeliczeniu na gospodarstwo domowe, a więc o wiele więcej niż w Stanach Zjednoczonych, gdzie analogiczny wskaźnik znajduje się na poziomie 145%.

Jednolita polityka podatkowa

Problemy te to jednak nie tylko wynik własnych przewinień. Przez wiele lat Bruksela spoglądała łaskawym okiem na irlandzki model wzrostu, opierający się na w dużej mierze nieuregulowanym rynku kapitałowym oraz bezkonkurencyjnie niskim opodatkowaniu banków i przedsiębiorstw. Wielomiliardowe subwencje pomagały tuszować wszelkie napięcia wynikające chociażby z rozdźwięku między Dublinem przeżywającym okres burzliwego wzrostu a biedniejszymi regionami wiejskimi. Niegdysiejszy tygrys celtycki już od dawna był nosicielem niebezpiecznego wirusa o nazwie „wzrost za wszelką cenę”. Międzynarodowy kryzys finansowy spowodował, że irlandzki projekt runął jak domek z kart.

Dziś Bruksela i partnerzy ze strefy euro grożą palcem – Irlandczycy mają wreszcie wziąć się do roboty i zacisnąć pasa. Prawda jest jednak taka, że problem ich ojczyzny dotyczy w gruncie rzeczy całej Europy. I nie chodzi tu tylko o dyscyplinę budżetową i stosowanie się do zapisów paktu stabilności. Strefa euro najwyraźniej się skompromitowała, ponieważ nie wypracowała spójnego modelu gospodarczego dla krajów znajdujących się na jej obrzeżach. Jego głównym elementem powinno być objęcie przedsiębiorstw wspólną polityką podatkową. Należałoby też położyć kres rozproszeniu przyznawanych subwencji. W przeciwnym razie nadal będziemy produkować bańki mydlane, które prędzej czy później pękną.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat