Herman Van Rompuy i Catherine Ashton: wspólna przyszłość u steru UE. Foto: Council of the EU

Jaki Herman? Która Catherine?

Nominacja belgijskiego premiera Hermana Van Rompuya na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej i brytyjskiej komisarz ds. handlu Catherine Ashton na wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej bynajmniej nie zachwyciła europejskiej prasy, która miała nadzieję, że Europę będą reprezentować bardziej znaczące postaci.

Opublikowano w dniu 20 listopada 2009 o 14:56
Herman Van Rompuy i Catherine Ashton: wspólna przyszłość u steru UE. Foto: Council of the EU

„Europa oniemiała ze zdumienia”, stwierdza austriacki dziennik Die Presse. Trudno uwierzyć w nominację dwóch „nieznajomych” – czy nawet dwóch „zapchajdziur”, jak pisze Der Spiegel – na kluczowe stanowiska w Unii. „Niemal anonimowy duet bierze na siebie losy UE”, wtóruje mu Diário de Notícias, według którego ledwie „pół godzinki” wystarczyło 27 państwom, aby wybrać dwóch przywódców „prawie nieznanych poza granicami swoich krajów”.

„Aby dojść do porozumienia, europejscy liderzy podjęli samobójczą decyzję o poszukiwaniu najmniejszego wspólnego mianownika”, ubolewa La Repubblica, w ocenie której „Europa ma w chwili obecnej, by odwołać się do słów Henry’ego Kissingera, swój numer telefonu. Ale jeśli tak mają wyglądać jego właściciele, to można wątpić, aby ktoś poczuł kiedyś potrzebę, aby go wykręcić. Jeżeli już Europa pokazała jakąś twarz i numer telefonu – przestrzega jednak rzymski dziennik – to chyba jednak Angeli Merkel, w każdym razie z pewnością nie Hermana Van Rompuya, a tym mniej baronessy Ashton”. Polski dziennik Rzeczpospolita ironizuje: „Drodzy Amerykanie, oto Mister Europa 2009 – Herman Van Rompuy. Telefonujcie do niego, by porozmawiać o walce z terroryzmem, o ograniczaniu emisji dwutlenku węgla, o pomysłach na wyjście z kryzysu gospodarczego”. A Gazeta Wyborcza zastanawia się: „Czy po to wywalczyliśmy traktat lizboński? Stworzyliśmy dwa nowe urzędy, a obsadzono je dwojgiem słabeuszy”.

Nadając na tych samym falach, El País pisze, nie szczędząc krytyki, że oboje kandydaci są nierozpoznawalni i brak im umiejętności wpływania na innych. „Zbyt szara UE”, obwieszcza już w tytule gazeta i wyraża taką ocenę: „27. wybiera prezydenta pozbawionego zdolności przywódczych i ofiarowuje Londynowi w podarunku politykę zewnętrzną. Wynik, smutny dla euroentuzjastów, powiększy dystans dzielący obywateli od unijnych instytucji”. Ubolewa także Público: „Europa straciła swą pierwszą wielką okazję, aby udowodnić, że traktat lizboński daje jej wreszcie instrumenty polityczne pozwalające zaznaczyć swą wagę na scenie międzynarodowej”. A, jak dodaje The Guardian, także na to, „aby zablokować marsz w stronę dwubiegunowego świata, zdominowanego przez Stany Zjednoczone i Chiny”.

Niedemokratyczna nominacja na niedemokratyczne stanowisko

Newsletter w języku polskim

Rozczarowanie wynika także z samego sposobu mianowania: „Można wyciągnąć dwie lekcje z wyboru tych dwóch przywódców”, twierdzi The Economist: po pierwsze, że „europejscy krajowi liderzy nie są gotowi dzielić miejsca na scenie międzynarodowej z prawdziwymi rywalami”. A po drugie, że „wraz z przyjęciem traktatu lizbońskiego ci sami narodowi przywódcy oddali dużo więcej władzy, aniżeli sami sądzili, paneuropejskim partiom politycznym”, które „narzuciły swój deal, dzieląc się stanowiskami i grożąc odrzuceniem przez Parlament Europejski nazwisk, które by im nie odpowiadały”. W ocenie The Daily Telegraph mieliśmy do czynienia „niedemokratyczną nominacją na niedemokratyczne stanowisko stworzone przez niedemokratyczny traktat”. Natomiast według The Guardiana „Europa powróciła spokojnie do swoich starych zwyczajów. Francusko-niemiecka zgoda odnośnie nieznanego Belga – przecież właśnie tak rzeczy miały się do tej pory. Jak gdyby Szwedzi, Polacy i inni nigdy nie weszli do tego klubu. Nie było wprawdzie białego dymu, ale tajny tryb mianowania, w wyniku którego 27 dumnych demokracji podjęło tę decyzję, sprawia, że Watykan jawi się nieomal jako transparentny”.

Co do osobowości Hermana Van Rompuya, to dziennik România Libera zauważa, że „belgijscy politycy słyną jako eksperci w sztuce negocjacji i osiągania kompromisu”. Rumuńska gazeta przypomina, że „są oni nie tylko wielojęzyczni, ale też dowodzą swych umiejętności politycznych przez to, w jak zręczny sposób udaje im się utrzymać jedność kraju tak złożonego i ciągle się rozpadającego, jak Belgia”. Również w Czechach nominacja Van Rompuya jest raczej dobrze przyjmowana ‒ o ile Hospodářské Noviny chwalą jego „silną osobowość” i „doskonałe” wykształcenie, doktorat z ekonomii uzupełniony dyplomem z filozofii, o tyle Mladá Fronta DNES docenia jego haiku [krótkie wiersze, których forma pochodzi z Japonii], a Lidové Noviny zauważają, że bardzo popularny Jan Fischer także był „panem Nikt”, zanim został czeskim premierem. „Van Rompuy ma reputację człowieka skorego, aby śmiać się z samego siebie”, pisze The Guardian, by dorzucić taką ocenę: „jego pozorna skromność maskuje żelazną determinację, przenikliwą inteligencję i wyraziste opinie, którymi rzadko chce się dzielić. Nie znosi głupców i prywatnie potrafi być bardzo surowy wobec swoich politycznych adwersarzy”. The Daily Telegraph zauważa zresztą, że Van Rompuy „jest jednym z najbardziej żarliwych przeciwników przystąpienia Turcji do Unii, bo to mogłoby rozmyć chrześcijańskie dziedzictwo Europy”. A Cotidianul stwierdza, że Van Rompuy jest „wpływowym człowiekiem”, ponieważ został właśnie przyjęty do ekskluzywnego proamerykańskiego klubu Bildenberg.

Belgia między dumą a strachem

Podczas gdy Europejczycy rwą sobie włosy z głowy, Belgowie jednogłośnie wychwalają nominację swojego premiera na przywódcę Unii. „Namaszczenie”, obwieszcza w tytule Le Soir, „Yes!”, wykrzykuje La Libre Belgique, „Nowa gwiazda dla Europy”, cieszy się De Standaard. Dotychczasowy „belgijski premier nie będzie usłużnym pieskiem państw członkowskich. Tak samo, jak nie jest on politycznym neofitą, który nie wiedziałby, w jaki sposób uzyskiwać kompromisy pomiędzy krajami o nieraz rozbieżnych interesach i ich przywódcami mającymi rozbudowane ego” – pisze La Libre Belgique. Taka sama analiza pojawia się w Le Soir: „Mr Nobody na czele Europy?”. Tak, tyle że „od kilku miesięcy [Belgowie] przyzwyczaili się do tego zręcznego taktycznie, dyskretnego, złośliwego i filozofującego Van Rompuya, który przywrócił im stabilność”..

Le Soir ocenia zresztą, że na tej nominacji „zaciążył” wybór na stanowisko wysokiego przedstawiciela „nieznanej postaci, której jedyne kwalifikacje jak na razie polegają na tym, że jest kobietą, socjalistką i Brytyjką”. Odejście Van Rompuya z belgijskiego rządu otwiera obecnie kwestię jego następstwa: „Van Rompuy odchodzi, wraca kryzys?”, niepokoi się w związku z tym Le Soir i cała belgijska prasa. Ponieważ oznacza to prawdopodobnie powrót byłego premiera Yves’a Leterme’a, który opuścił to stanowisko wskutek fiaska rządowych negocjacji w 2008 r. Ta perspektywa nie podoba się dziennikowi De Morgen: „Wczoraj zgrzytnęliśmy zębami, bo najbardziej logiczny, ale niekoniecznie najbardziej pożądany, scenariusz jest taki, że to Yves Leterme przejmie pałeczkę. Dla tego kraju oznacza to wielką udrękę”.

Kulisy

Wysocy urzędnicy też się liczą

W cieniu targów o dwa kluczowe stanowiska przewodniczącego Rady i wysokiego przedstawiciela, a także dyskretnych negocjacji w sprawie rozdziału tek komisarzy, toczy się jeszcze jedna rozgrywka z udziałem około dwudziestu kandydatów. Niemcy ‒ które nie będą reprezentowane w czołowej dwójce ‒ zza kulis dyrygują tak, aby ulokować zaufanych ludzi na stanowiskach tuż poniżej szczebla członków Komisji, pisze Tagespiegel. Pierwsze z nich to posada sekretarza generalnego Rady Unii Europejskiej, która ostatecznie przypadnie „bardzo wpływowemu” Francuzowi Pierre de Boissieu. Pożądana jest również taka sama funkcja, tyle że w Służbie Działań Zewnętrznych UE. Tam sekretarz generalny „będzie pociągał za sznurki, jak przystało na szarą eminencję” i z tego powodu o jego nominacji powinno się rozstrzygać w tym samym czasie, co o wyborze prezydenta i wysokiego przedstawiciela.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat