
Nierówny podział obciążeń w Europie
„Jest to pierwszy taki przypadek, gdy rząd upada w związku ze sprawą Afganistanu”, zauważa Le Soir. „Cóż z tego, że Afganistan jest daleko – gdy walczą tam nasi chłopcy, to polityka zagraniczna wdziera się do naszych domów równie nieuchronnie, jak pomiędzy ławy poselskie. (…) Trzeba będzie poczekać na wyniki głosowania, aby przekonać się, w jakiej mierze wyborcy popierają chrześcijańskich demokratów opowiadających się za ewentualnym przedłużeniem holenderskiej misji wojskowej w prowincji Oruzgan. Albo też, na odwrót, na ile popierają oni socjaldemokratów, którzy zalecają szybki odwrót. Dopiero w tym momencie będzie rzeczywiście wiadomo, jaką wagę ma ‘sprawa’ afgańska w tym kraju zabiegającym się o utrzymanie silnych więzi transatlantyckich”. Po ośmiu latach zaangażowania należało spodziewać się tego rodzaju kryzysu, zaznacza Der Standard. W ocenie wiedeńskiego dziennika „trzeba zapłacić za brak solidarności pomiędzy sojusznikami z NATO i za nierówny rozkład ciężarów w Europie, gdzie niektórzy – jak Austria – nie wnoszą nic, a inni dają z siebie wszystko”. Przez długie lata Holendrzy, stacjonujący w bardzo niespokojnej prowincji, narażali się na śmierć, a wielu z nich zginęło, gdy tymczasem inni „patrolowali mniej niebezpieczne części kraju, studiowali mapy w sztabie w Kabulu albo też załamywali ręce w domu, w Europie, dając wyraz swoim wątpliwościom” o sensie tej wojny. „Żaden sojusz nie może długo tego znosić. Żaden rząd nie może wiecznie uzasadniać takiej niesprawiedliwości przed wyborcami”.

Z kolei The Times uważa za „godne pożałowania to, że wola polityczna słabnie akurat w momencie, gdy wojska NATO zdają się dążyć do realizacji możliwych do osiągnięcia i chwalebnych celów”. Brytyjski dziennik obawia się „efektu domina” w innych krajach europejskich zaangażowanych w wojnę i sytuacji, „w której opinia publiczna zwróci się przeciwko kampanii w Afganistanie”.
Inna debata na froncie wewnętrznym
Tymczasem na froncie wewnętrznym Holendrzy zaczęli już inną debatę. 3 marca odbędą się wybory samorządowe, a upadek rządu może być gratką dla prawicowych populistów, partii PVV pod wodzą Geerta Wildersa. Trouw, tradycyjnie zbliżony do CDA, oskarża obie czołowe partii o „rozkładanie czerwonego dywanu dla populistów”. Według gazety „można by rzec, że partia [PvdA], ze strachu przed wynikami sondaży, ulega wpływom lewicowych i prawicowych populistów, którzy nie chcą wydawać ani centa na walkę z ekstremizmem na świecie”.
Kiedy mówi się o nadchodzących wyborach powszechnych, sięga się po straszak, którym jest przyczajona partia PVV. Na łamach De Volkskrant Nazmiye Oral chwali stanowczość lidera socjaldemokratów Woutera Bosa: „Czapki z głów! Oto wreszcie czyny zamiast słów”, pisze felietonistka, która ma nadzieję, że Bos wypracuje „rozsądną strategię względem PVV”, zamiast próbować „zmarginalizować” to ugrupowanie, które zakorzeniło się już w holenderskim krajobrazie politycznym. Z taką opinię nie zgadza się Trouw, w ocenie którego „liderzy CDA i PvdA dowodzą, że nie byli wystarczająco świadomi” skutków swoich czynów.