Tego poranka w wielkiej tajemnicy umówili się na dworcu Atocha w Madrycie, gdzie czekali na swoje „ofiary”. To właśnie tutaj wysiadają liczni posłowie przyjeżdżający ze swoich okręgów wyborczych na obrady parlamentu. Koło 7:30 dziesiątki działaczy, uzbrojonych w gwizdki i megafony, wyczekuje w hali przyjazdów pociągów dużej prędkości. Każdy ma dwa kartonowe transparenty. Jeden zielony, na którym widnieje napis „Tak, może nam to się udać” (zatrzymanie zajmowania nieruchomości) i jeden czerwony, który wypomina politykom, że „oni tego nie chcą”.
Koło dziewiątej pociągów jest już znacznie więcej. Przyjeżdżają z Walencji, Barcelony czy Sewilli. Jest coraz większe napięcie: „Umórzcie długi i dajcie lokale zastępcze eksmitowanym”, sarkają aktywiści. Policjanci, którzy dopiero co przylecieli tutaj truchtem, improwizują kordon bezpieczeństwa i, jak tylko poseł ukazuje się w oddali, spieszą mu z pomocą i ułatwiają mu dojście do postoju taksówek.
Narzędzie krytyki polityków
Po czterech latach walki, która ma położyć kres dramatycznym zajęciom nieruchomości – a jest ich przeciętnie 510 dziennie od początku roku – setka rozmaitych grup sprzeciwiających się eksmisjom (które są obecne w całym kraju) właśnie ustaliła nową strategię – escrache (ujawnienie). Ten pochodzący z Argentyny termin odnosi się do manifestacji obywatelskich, które w latach 90. minionego wieku miały wszystkim uzmysłowić – najczęściej przed miejscem zamieszkania lub zakładem pracy – że dana osoba coś znaczyła w państwie podczas represji wojskowych w latach 1976–1983.
W Hiszpanii oburzonej eksmisjami na bruk ludzi, którzy stracili pracę (bezrobocie sięga 26%) i nie mogą już spłacać kredytu, metoda escrache stała się modna jako narzędzie krytyki polityków, którzy nie chcą dokonać głębokich zmian w ustawie o hipotekach. „Nie jesteśmy jeszcze do końca zestrojeni”, przyznaje Guillem, koordynator happeningu na dworcu. „Ale się poduczymy, żeby pokryć hańbą opornych posłów. Będziemy chodzili do nich do domu, będziemy ich zaskakiwali w restauracjach i hotelach. Nie damy za wygraną”.
Newsletter w języku polskim
Tak więc od połowy marca oburzeni zajęli hotel Ritz w Madrycie i zorganizowali hałaśliwą akcję przed mieszkaniem w Barcelonie jednej z konserwatywnych posłanek. „Nasza strategia jest zupełnie pokojowa; nikogo nie bijemy, ani nie wyzywamy, ale wytwarzamy presję społeczną. Jeżeli nasz głos, z którym zgadza się wyraźna większość Hiszpanów, nie zostanie usłyszany, to będzie to oznaczało, iż nie ma demokracji”, uprzedziła Ada Colau, egeria tych wszystkich, którzy są przeciwni wyrzucaniu na bruk, a którzy zdołali zebrać 1,4 mln podpisów w trzy lata.
Taka ich liczba dawała prawo do złożenia w parlamencie 12 lutego obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej, zawierającej trzy elementy, są to moratorium w sprawie eksmisji, umorzenie zaległych długów po utracie zakwaterowania oraz wybudowanie serii budynków z lokalami zastępczymi. Celem akcji typu escrache jest właśnie wymuszenie na posłach Partii Ludowej (PP, konserwatyści), żeby przyjęli projekt ustawy. Ugrupowanie to obecnie sprawuje władzę i ma większość w parlamencie i jako jedyne sprzeciwia się inicjatywie obywatelskiej.
Niesprawiedliwe ustawodawstwo
Od zeszłego tygodnia dynamika happeningu nabrała nowego tempa. Zupełnie niespodziewanie dziesiątki działaczy przeciwnych eksmisjom śledziło uważnie różnych posłów konserwatywnych, m.in. główne postacie PP, czaili się na nich przed parlamentem, przed ich biurem poselskim oraz, coraz częściej, przed ich miejscem zamieszkania. Za każdym razem dany polityk, do którego podchodzą uczestnicy happeningu, jest wygwizdywany. Słychać też kocią muzykę i hasła wypowiadane przez megafon. „Naród wyszedł na ulicę i przypomina posłom ich demokratyczny obowiązek”, przekonuje Ivan, jeden z koordynatorów. Ale oni uważają tę metodę za nie do przyjęcia.
„To molestowanie polityków jest antydemokratyczne”, uniósł się 25 marca premier, Mariano Rajoy, który nie podjął jeszcze decyzji o terminie rozpatrzenia inicjatywy obywatelskiej i jest w bardzo delikatnej sytuacji. Mimo presji ze strony społeczeństwa, sprzeciwia się uwzględnieniu jego uwag. „Liczba udzielanych kredytów hipotecznych jeszcze bardziej by spadła. Gdy się waźmie pod uwagę naszą trudną sytuację finansową, byłoby to zbyt ryzykowne”, tłumaczy rząd.
A jednak nad Partią Ludową gromadzą się chmury, to sondaż instytutu Metroscopia wykonany w lutym, który wskazuje na to, że 85% Hiszpanów, wzruszonych losem rodzin wyrzuconych na bruk, popiera sprzeciw wobec eksmisji. Partie opozycyjne są zjednoczone w tej sprawie, a niektórzy sędziowie nie chcą stosować prawa, argumentując, że nie jest to w zgodzie z ich sumieniem. Na początku grudnia sześć osób, które komornik miał właśnie eksmitować, popełniło samobójstwo.
Ponadto 14 marca Europejski Trybunał Sprawiedliwości przyznał rację Hiszpanowi, który złożył skargę, uznając, że ustawodawstwo tego kraju jest „niesprawiedliwe” w tym zakresie. Obowiązująca od 1909 r. ustawa pozwala na bardzo szybkie eksmisje (już od pierwszego wezwania do zapłaty), uniemożliwia właścicielowi złożenie sprzeciwu wobec warunków – zawierających często nadużycia – umowy podpisanej z bankiem i zmusza eksmitowanego do spłacenia zaległości z bardzo wysokim procentem. „Ten wyrok europejskiego sądu otwiera nowe perspektywy, mówi sędzia Fernandez Seijo, który skierował do niego tę skargę. Znacznie łatwiej będziemy mogli blokować zajęcia nieruchomości”.
Rząd Rajoya zapowiedział, że nowa ustawa „weźmie pod uwagę niektóre obiekcje” Trybunału Sprawiedliwości. Ale zaznaczył jednocześnie, że „nie ma możliwości, aby wstecznie odpuszczono jakiekolwiek zaległości eksmitowanym”. Tak więc walka się zaczęła. Jest to walka ze sprzeciwiającymi się eksmisjom, dla których ta rzecz nie jest do negocjowania. A escrache będą kontynuowane.
Portret
Cichy oburzony
Czternastego marca Europejski Trybunał Sprawiedliwości uznał, że „hiszpańskie ustawodawstwo jest sprzeczne z prawem Unii”. W swoim orzeczeniu tłumaczy, że ustawa „nie pozwala kompetentnemu sądowi stwierdzić, iż w klauzuli dotyczącej kredytu mieszkaniowego jest nadużycie i wstrzymać tym samym procedurę egzekucji hipoteki”.
Dla El País, jest to duży sukces Dionisio Morenolego, adwokata, który poszedł z tą sprawą do sądu. Dziennik opowiada, jak zajął się sprawą Mohameda Aziza. Człowieka tego eksmitowano w styczniu 2011 r. Przed sądem prawnik utrzymywał, że hiszpańskie ustawodawstwo jest „niesprawiedliwe”. W tej potyczce „stracił pieniądze, ale uśmiech na twarzy pozostał”, jak mówi hiszpańskiemu dziennikowi.
To oglądając reklamę banku Dionisio Moreno wpadł na pomysł, żeby „powołać się na prawa konsumentów”, opowiada El País, który nazywa go
cichym protagonistą sprawy, będącej wstrząsem dla hiszpańskiego systemu eksmisji i dał nadzieję tysiącom osób, które straciły dach nad głową – albo właśnie go tracą – ponieważ nie mogły się wywiązać ze swoich zobowiązań finansowych wobec banków.