Aktualności Kryzys w strefie euro

Pozwólmy upaść Grecji, a później Irlandii

Rosnące spekulacje na temat ogłoszenia upadłości Grecji wywołały ożywienie na rynkach, a nie ich gwałtowne załamanie. Co wskazuje na to, że gorsze od ogłoszenia niewypłacalności są utrapienia i niepewność związane z ryzykiem rozpadu strefy euro, twierdzi irlandzki ekonomista.

Opublikowano w dniu 28 września 2011 o 17:14

Czy dostrzegliście, że coś dziwnego dzieje się od dwóch dni na rynkach finansowych? Wygląda na to, że europejskie giełdy papierów wartościowych ożywiły się na wieść o tym, iż zezwoli się Grecji na „kontrolowaną” upadłość. Spróbujmy rozważyć to jeszcze raz, ponieważ „oficjalne” stanowisko irlandzkiej i europejskiej elity politycznej jest takie – jakakolwiek upadłość czegokolwiek czy kogokolwiek oznacza katastrofę, bo prowadzi do potężnego odpływu kapitału oraz finansowej masakry.

Jeśli jest to prawdą, to jak to się stało, że rynki przez dwa minione dni zareagowały dokładnie odwrotnie? Jeśli weźmiemy pod uwagę to, co się na nich ostatnio dzieje, to okaże się, że zapowiedź upadłości uspokoiła inwestorów. Opłaca się – wszystko na to wskazuje – spojrzeć rzeczywistości w twarz i uznać, że kraj taki jak Grecja nie ma pieniędzy i w związku z tym musi zbankrutować. Jeśli będziemy utrudniać przebieg tego podstawowego kapitalistycznego procesu (a inwestorzy zapłacą za swoje błędy), zagrozi to całemu systemowi.

Spójrzmy zatem na to, jak postrzegane jest ryzyko w europejskim systemie bankowym w ubiegłych kilku tygodniach. Szybko wzrastało. Co ciekawe, w okresie poprzedzającym kryzys związany z bankructwem banku Lehman, postrzegane ryzyko także niesamowicie wzrastało, następnie ustabilizowało się po ogłoszeniu przez Lehmana niewypłacalności i upadłości.

Sytuacja się więc uspokoiła i nawet podczas rozmaitych ubiegłorocznych kryzysów greckich, irlandzkich i portugalskich panowało odczucie, że wszystko da się ustabilizować.

Newsletter w języku polskim

Ale teraz koncepcja, że narasta już masowy kryzys zadłużeniowy w Europie i nie ma przywódców, którzy byliby w stanie się z nim uporać, spowodowała, że dla banków ryzyko zaczęło gwałtownie rosnąć.

Jedynym sposobem, aby je obniżyć jest ogłoszenie niewypłacalności Grecji i oczywiście innych krajów, które nie są w stanie zapłacić tego, co mają do zapłacenia. Jak było to widoczne po reakcji rynków, jeśli uznamy, że kraj ten nie jest w stanie spłacić swoich starych długów i ustanowimy fundusz, który będzie zabezpieczeniem, że taka sytuacja się nie powtórzy, wówczas będziemy mogli wszyscy spoglądać spokojnie w przyszłość. Są to podstawy każdej procedury upadłościowej – starzy wierzyciele, którzy popełnili błędy, obejdą się smakiem, śmietankę spiją nowi.

Ale politycy nie chcą zaakceptować tak logicznego rozwiązania. Dlaczego? Otóż polityczny establishment obawia się o swój prestiż i o to, jak władza w Europie będzie postrzegana, jeśli dojdzie do ogłoszenia upadłości Grecji.

Oczywiście, na pierwszy rzut oka, to faktycznie nie wygląda zbyt dobrze, gdy kraj w ponoć najbogatszym regionie świata bankrutuje. Nie najlepiej też wygląda, kiedy część świata, która odegrała ważną rolę w historii i rywalizuje ze Stanami Zjednoczonymi jako najlepsze ze starych mocarstw, ma w swoim ścisłym gronie takie niewypłacalne państwo. Dotyka to wiec sprawy politycznego prestiżu.

Nawet jeśli za sprawą tego prestiżu ma ucierpieć europejski bilans – ponieważ wspomaganie kredytodawców bankrutujących banków czy nawet bankrutujących krajów oznacza ostatecznie inwestowanie „martwego pieniądza” – okazuje się, że wielu politykom właśnie o to chodzi.

Rynki, z drugiej strony, martwią się o przyszłe zyski, a nie o niegdysiejszy prestiż. Rynki finansowe nie mają pamięci. Koncentrują się na jutrzejszych możliwościach, a nie na wzajemnych oskarżeniach dotyczących przeszłości.

Właśnie dlatego decyzja podjęta przez państwo (tak jak to zrobiła Irlandia), że spłaci wszystkie swoje długi w bankach, to decyzja ryzykowna, ale niezmniejszająca ryzyka.

Lekcja, jaką powinniśmy wynieść z sytuacji na europejskich rynkach finansowych w dwu ostatnich dniach, jest dość prosta. Jeśli pan Noonan nie zapłaci następnej transzy (za toksyczne banki irlandzkie) angielskim posiadaczom obligacji, rynek w Irlandii pójdzie w górę.

A to dlatego, że za każdym razem, gdy płacimy 700 mln euro angielskim właścicielom papierów, jest to martwy pieniądz. Ta wypłata nie wywoła wzrostu produkcyjności w Irlandii w przyszłości, a tak by się stało, gdyby te pieniądze byłyby wydane na szkoły. W rzeczywistości opóźni to wzrost produkcyjności, ponieważ długi te zostaną spłacone przez następne pokolenie w postaci wyższych podatków.

Potrzebne nam są ogromne zmiany na najwyższych szczeblach Europy, aby znaleźć rozwiązanie dla obecnej sytuacji, a to wymaga od nas, abyśmy ujrzeli świat takim, jakim on jest, a nie takim, jakim chcielibyśmy, żeby był.

W porównaniu z tym pokoleniem europejskich przywódców niemiecki feldmarszałek Paul von Hindenburg i [brytyjski premier] Neville Chamberlain wyglądaliby na zdecydowanych mężów stanu.

Kontynent nie chciał początkowo przyjąć do wiadomości, że mamy do czynienia z kryzysem. Najpierw były to wahania Komisji Europejskiej sugerującej, że wszystko będzie w porządku, następnie mieliśmy Angelę Merkel, która oświadczyła, że Grecji nie pozwoli się upaść, a teraz mamy przecieki w nierozsądnych komentarzach usłyszanych w poniedziałek od Amerykanów, że najlepszym rozwiązaniem problemów Europy z zadłużeniem będzie ogłoszenie czegoś w rodzaju kontrolowanej upadłości Grecji.

Można się spodziewać, że Grekom pozwoli się na upadek w jakiejś formie w czasie następnych kilku dni. Ale pozostanie otwarte następujące logiczne pytanie: jeśli oni mogą ogłosić niezdolność do spłacenia swojego zadłużenia, dlaczego nie mogą tego uczynić irlandzkie banki wobec posiadaczy ich obligacji? Pozwoli nam to zaoszczędzić dziesiątki miliardów euro. W końcu jeśli EBC interesuje się Grecją, to powinna zainteresować się również nami. To, co jest dobre dla greckich gęsi, może być równie dobre dla celtyckich gąsiorów.

Widziane z Niemiec

Merkel liczy swoje siły przed decydującym głosowaniem

„Chrześcijańscy demokraci obniżają notowania Merkel”, żartuje Frankfurter Rundschau w przededniu przewidzianego na 29 września głosowania w Bundestagu w sprawie planu ratunkowego dla Grecji. Wkład Niemiec do Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej wyniesie 211 miliardów euro (całkowita suma ma sięgać 440 miliardów euro). Ten lewicowy dziennik, tak jak reszta niemieckiej prasy, zajął się obliczaniem zagrożonej większości Angeli Merkel – 13 deputowanych jej własnej partii, CDU, sprzeciwia się decyzji kanclerz Republiki Federalnej, której grozi „największa przegrana w czasie obecnej kadencji”. Konserwatywny dziennik Die Welt znalazł tylko 11 opozycjonistów w łonie partii rządzącej, natomiast centrolewicowy Süddeutsche Zeitung, aż 18, ale jednocześnie doszedł do konkluzji – „Merkel może liczyć, iż uzyska większość”. Partia CDU ma w parlamencie przewagę 19 deputowanych.

Tags

Are you a news organisation, a business, an association or a foundation? Check out our bespoke editorial and translation services.

Wspieraj niezależne dziennikarstwo europejskie

Europejska demokracja potrzebuje niezależnych mediów. Voxeurop potrzebuje ciebie. Dołącz do naszej społeczności!

Na ten sam temat